Już jakiś czas temu zawitało do nas piękne słońce i całkiem wysokie tempertury, a dzisiaj mój samochodzik został ubrany w letnie opony, tak więc sezon wiosna-lato 2014 uważam za otwarty! Mam nadzieję, że też cieszycie się wspaniałą pogodą i tym niezrównanym zapachem wiosny :). Próbując choć trochę dorównać tej jakże aromatycznej porze roku, testowałam ostatnio kolejny z kolekcji zapachów Serge Lutens, a tym razem był to królewski, uwodzicielski, zniewajalący Sa Majeste la Rose.
Jak już pewnie zdążyliście zauważyć, jestem wielką fanką perfum, które serwuje nam Lutens. Eleganckie, pełne szyku i kobiecego wdzięku zapachy. Niby proste i nieskomplikowane, a kryją w sobie tyle głębi! Sa Majeste la Rose to oda do królowej kwiatów. Wiem, wiem, większość z Was pomyśli, że to kolejne banalnie różane perfumy. Ale nie… Ci, którzy znają kreacje od Serge Lutens dobrze wiedzą, że na bazie znanych składników tworzone tam są zapachy zupełnie wyjątkowe. I tak jest również w tym wypadku.
Ciepły aromat róży opleciony jest ostrą wyrazistą goździkową nitką, która „podkręca atmosferę” :) daje się też wyczuć miód. Nie wiem czy lubicie zapach miodu – ja szczerze mówiąc nie przepadam, ale tutaj akurat jest on na tyle delikatny, że nie przeszkadza, a jedynie nadaje dodatkowego słodkawego odcienia. Intensywny, kobiecy, wyrafinowany. Klasyczny i ponadczasowy, ale jednak z pieprzykiem. Utrzymuje się spokojnie 8-9 godzin i nie traci na wyrazistości. Poszczególne nuty przechodzą w siebie dosyć gładko, a nad wszystkim stale dominuje Jej Wysokość, która przybiera coraz to inne odcienie. Myślę, że jak na perfumy niszowe, jest to dosyć uniwersalny zapach, więc zachęcam do testów! :) Ja dorzucam do mojego koszyczka z karteczką „wróć koniecznie!”
Koncertowała m.in. w Mediolanie, Sztokholmie i Sankt Petersburgu. Nie ma dla niej znaczenia, czy perfumy mają niszową etykietkę, czy zupełnie komercyjną. Mają po prostu rzucać na kolana! Kasia gra na altówce. Nie wiesz, co to takiego? Kasia wie, zapytaj ją.
Dodaj komentarz