„Najbardziej prestiżowe perfumy Lutensa”, jak zwykło się pisać o przeraźliwie drogim i trudno dostępnym L’icendiaire, to opowieść o luksusie. Tak – o luksusie, bo z całą pewnością nie są to perfumy luksusowe w naszym, „opiniowym”, rozumieniu tego słowa. To luksus zinterpretowany pod dyktat i wyobrażenie próżniaczej kultury, dla której „sztuką” jest sięgnąć po drogie i modne składniki, utrzeć je wszystkie na gładką masę, umieścić w ascetycznym flakonie w kolorze czerni i złota, a potem zażądać za całość więcej, niż warte mogłyby być perfumy zbudowane wyłącznie z absolutu florenckiego irysa.
L’incendiaire to oud. Oud gęsty, zachłanny i światłożerny, w gruncie rzeczy statyczny i zamykający się w odwróconej relacji światło-ćma, z rzadka dowodzący, że czerń posiada odcienie i może się nimi mienić. Te czernie, dla których i do których wytężałem tęskno spojrzenie usiłując w L’icendiaire uwierzyć, to zasługa przydymionej śliwki, skóry i kadzidła. To ostatnie jest w nowym zapachu Lutensa ciężkie, wysycone. Grzeszne. Pełza blisko ziemi i – rzecz jasna – może się podobać. Cóż z tego, jeśli oferowany nam przez Lutensa grzech kultura już dawno zdążyła przemielić i zdewaluować do poziomu budzącej żałość kompulsji, która, zamiast przynosić utęsknioną satysfakcję, męczy? Mówimy tutaj, co gorsza, o zapachowym refrenie wyśpiewanym już niejednokrotnie lepiej, taniej i bardziej donośnie, jak chociażby w 24 Gold ScentStory lub ostatnio przez J.F Schwarzlose w fenomenalnym Rausch.
Nie zrozumcie mnie źle – L’icendiaire to piękny zapach. W żadnym momencie swego trwania nie przekracza jednak gatunku, historii i wyświechtanego repertuaru marki „Serge Lutens”. Przede wszystkim nie przekracza jednak siebie, nie zaskakuje. Ot, jest. I w tym gęstym tkwieniu tonie i zastyga. A potem gaśnie wszystko: ruch, życie i ogień, który próbował w nas wzniecić L’icendiaire. To smutne, ale zamiast arsonisty z szaleństwem w oczach otrzymujemy Lutensa wypalonego, pozbawionego wyczucia stylu i niegdysiejszej brawury. Chociaż… Nie, przepraszam, brawura jest. Ale ma ona wymiar fantazji małej, wyziębionej dziewczynki, która próbuje nam opchnąć paczkę zapałek za 600 dolarów i liczy, że najbliższą noc spędzi w Hiltonie. Not today, baby.
Opis Grzegorza jest under construction
Dodaj komentarz