Udało się! Osiadłam na rok w państwie, w którym zimy przebiegają bez strasznych mrozów, gdzie rosną palmy i drzewa pomarańczowe na co drugim rogu, gdzie kawę pije się tak szybko, jak kieliszek zmrożonej wódki. Przybyłam do Portugalii, a dokładnie do Coimbry. I to na rok! Pierwszy pył związany z załatwianiem mieszkania, organizacją studiów i ogólnie przystosowaniem się do warunków już dawno opadł i postanowiłam podzielić się moimi wrażeniami, nie tylko zapachowymi.
Właściwie nie wiem od czego zacząć… Pogoda mnie rozpieszcza! Jesień która była dość chłodna w Polsce, tu przebiegła właściwie jak lato, ciepło, słonecznie, cudnie! Zima, deszczowa ale kiedy świeciło słońce można było poczuć miłe rozgrzewanie i co mnie zaskoczyło, światło zimą jest zupełnie inne niż w naszym kraju. Teraz przyszła wiosna, wszystko dookoła pachnie kwitnącymi kwiatami, ten słodki zapach dosłownie wdziera się do mieszkań, nie da się go uniknąć! No i oczywiście słońce! Ciepło! Niesamowicie ciepło, wczoraj termometr na głównym placu wskazywał 25.
Całą zimę i jesień udało mi się przejść w mojej przejściowej kurtce, niestety kiedy padało to dość solidnie, musiałam zaopatrzyć się w kalosze i parasol (obecnie męczę 4, poprzednie zostały potargane przez wiatr). Byłam mocno ograniczona z bagażem i niestety nie mogłam zabrać większości rzeczy, które planowałam. Musiałam pozbyć się kilku bluzek, swetrów, pary butów i kosmetyków, a niestety kosmetyki są w Portugalii baaardzo drogie… Sytuacja zmusiła mnie do przeobrażenia się w łowczynię promocji :), ale tylko w sferze urodowej, ceny jedzenia zupełnie nie odstraszają, są bardzo zbliżone do cen w Polsce, a jakość niektórych produktów jest zupełnie nieporównywalna!
Udało mi się odwiedzić pobliski Mercado (duży targ), zaopatruje się tam w świeże owoce i warzywa. Uwielbiam atmosferę jaka tam panuje. Starsze panie, które zawsze zagadują, życzą miłego dnia, zawsze dorzucą cytrynę, pomarańczę czy bakłażana gratis. Przechadzając się po targu zawsze zaciekawi mnie jakiś egzotyczny owoc, udało mi się spróbować hurmę, flaszowiec siatkowaty (hmm nie jestem pewna czy istnieje pod jakąś bardziej przystępną nazwą…), papaję i oczywiście słodkie mango! Zakupy na targu to najlepsze rozwiązanie jeśli chce się jeść produkty z okolicznych farm za bardzo dobrą cenę.
Kolejne zjawisko to kawa. Tak, zjawisko, ponieważ kawę piję się tu codziennie. Rodzaje, a raczej sposoby podania są nieco inne niż standardowa latte czy duża czarna. Kawa to bica (albo café, jest to kawa podobna do espresso, nieco większa i odrobinę łagodniejsza, ale pamiętajmy, jeśli zamówimy espresso nikt nas nie zrozumie!). Kolejna to meio de leite (czyli podana w dużej filiżance kawa na pół z mlekiem), galão, czyli ciepłe mleko z odrobiną kawy i pingado czyli bica z kroplą mleka. Do kawy bardzo często zamawia się typowe dla Portugalii pastel de nata, czyli „babeczkę” z francuskiego ciasta wypełnioną masą budyniową i posypaną cynamonem. Niestety, tak jak wspomniałam, wychodzenie na kawę to codzienność, a czasem nie wypada nie zamówić czegoś słodkiego do kawy… Także już udało mi się zauważyć skutki uboczne takiej „diety” i wspomagam się okazjonalnym bieganiem i ćwiczeniami :)
Nie mogę pominąć moich wrażeń z Szalonego Wydziału Architektury :) Atmosfera jaka panuje na uczelni, jest bardzo luzacka. Chodząc po krużgankach mojego wydziału ( tak, krużgankach! na moim wydziale nie mamy klasycznych korytarzy), możemy spotkać masę palących, pijących piwko (specjalnie użyłam zdrobnienia, standardowa wielkość piwa to 0,33 ml) i grających w karty studentów. Na imprezach wydziałowych (a odbywają się co najmniej raz w miesiącu) wykładowcy tańczą na ławkach razem ze swoimi studentami :) Życie studenckie toczy się bardzo głośno i intensywnie, ale tylko w trakcie tygodnia. Na weekend Coimbra niemal całkowicie pustoszeje, zostają tylko nieliczni. Imprezowanie w trakcie tygodnia potrafi być nieco uciążliwe, tym bardziej kiedy skończy się o 4 nad ranem a zajęcia następnego dnia zaczynają się o 9. Ale jest to do przejścia :)
Zapachowo, wyczułam jeden, konkretny motyw przewodni, jaki pojawia się u większości mężczyzn których tu spotykam. Wszyscy pachną bergamotką/pomarańczą, aromatem przypominającym mi NuBe Hydrogen. Tę woń można wyczuć dosłownie na co drugim przechodniu! Jeśli chodzi o dziewczyny, to róża wiedzie prym. Wydaje mi się, że słodkie kwiatowe zapachy, najbardziej przypadają tutejszym dziewczynom do gustu.
Moim najczęstszym zapachowym towarzyszem, jest Lotus Rose od Les Parfums de Rosine. Totalnie zakochałam się w zapachach od Rosine i mogłabym je nosić stale i wszystkie na przemian. Zabrałam ze sobą także Vive la Mariée , ale nieco tęsknię za Une Rose au Bord de la Mer i Frisson de Rose, które chyba będą musiały poczekać na mój przyjazd do Polski.
Jeśli chodzi o Lotus Rose, to róża w tym wydaniu jest lekko słodka, ale zupełnie nie przytłaczająca. Towarzyszy jej bergamotka, słodka mandarynka i orzeźwiająca pomarańcza, znowu kompozycja dla mnie idealna. Zapach jest lekko pudrowy, ale to tylko kwestia czasu, kiedy poczujemy ostry, pieprzny pazur cytrusów i nut drzewnych. Róża tak się ze mną zrosła, że ciężko mi używać innych zapachów. Kto by pomyślał, że będę taką różaną maniaczką?
Architekt w trakcie zdobywania doświadczenia. Ostatnio przez rok szukała inspiracji w Portugalii. Ekscytują ją aromaty owoców – szczególnie pomarańczy, malin i jagód, ale też ważonego piwa i domowego obiadu.
Dodaj komentarz