Well, honey… I’m a millionaire! – w tym tygodniu mogę udawać, że to prawda ;). Dzisiaj kolejny zapach od House of Sillage – Emerald Reign. Najdroższe perfumy w Polsce, pachnące krople zamknięte w drogocennym flakoniku – ponownie efekt placebo, czy prawdziwa przyjemność noszenia?
Teach me, tiger…
Wypuszczono go na rynek w 2012 roku, podobnie jak Cherry Garden. Dostępny we flakonikach Signature Collection i Limited Edition (widoczny powyżej). Flakon z edycji limitowanej wysadzany jest 150 kryształkami Swarovskiego, a szyję tygrysa zdobi prawdziwy szmaragd. Czy można domagać się więcej luksusu w takim drobiazgu? A co kryje w sobie ten luksusowy zapach? Głowa to owocowe nuty, serce – kolendra, kardamon i gałka muszkatołowa, a w bazie znajdziemy drzewo sandałowe i benzoes. Tygrys utrzymał się na mnie ok. 7 godzin, drapieżny jest tylko na początku, później łagodnieje. Pierwsze nuty teoretycznie powinny być owocowe – dla mnie mają bardziej drzewny aromat (trochę przypominają mi sosnę), są bardzo intensywne i dosyć ostre. Potem całość przesiąka jakby miętą i jednocześnie łagodnieje. Dyskutowałam wcześniej z Justyną M., czy na niej Tiara bardzo się zmieniła i Justyna przyznała, że nie. Cherry Garden też nie zmienił diametralnie oblicza. Właściwie Emerald Reign jak dotąd najwięcej sam w sobie namieszał.
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=-qAKdm4IwkQ[/youtube]
Jest to bardziej skomplikowany, złożony zapach, z pewnością wymaga trochę większej uwagi, niż jego krewni. Może dlatego, że jest bardziej „obecny” – nie nosi się go tak, ot, po prostu bardziej go widać, a raczej czuć :). Nie jest tak klasyczny i kobiecy jak Cherry Garden. Właściwie nawet nie wiem, czy przypisałabym go jednoznacznie do działu z perfumami dla pań. Jest mocniejszy i trochę jakby kanciasty (chociaż akurat to słowo nie do końca oddaje to, co mam na myśli). Przesunęłabym go na środek, kategoria uniseks byłaby bardziej trafiona.
Odważysz się?
Zapach z pewnością dla wybranych. Już nawet nie chodzi o cenę (chociaż to pierwsza kwestia, która niestety zdecydowanie zawęża grono odbiorców). Załóżmy nawet, że każdego stać na to, aby sobie kupić edycję limitowaną Emerald Reign (koszt ok. 7,5 tysiąca zł). Mimo tego myślę, że i tak nie wszyscy zdecydowaliby się akurat na ten projekt. To perfumy dla odważnych, dla ludzi z charakterem, zdecydowanych, może nawet władczych. Nie jest to pachnąca mgiełka na letni spacer, to raczej uzupełnienie służbowego spotkania, na którym pokażesz, że jesteś poważnym partnerem biznesowym, że warto w Ciebie zainwestować. I tak samo warto zainwestować w perfumy House of Sillage. Odważ się!
Oryginalne perfumy można kupić w Perfumerii Ambrozja. Polecam!
Koncertowała m.in. w Mediolanie, Sztokholmie i Sankt Petersburgu. Nie ma dla niej znaczenia, czy perfumy mają niszową etykietkę, czy zupełnie komercyjną. Mają po prostu rzucać na kolana! Kasia gra na altówce. Nie wiesz, co to takiego? Kasia wie, zapytaj ją.
Dodaj komentarz