Za niedługo Walentynki, więc zgodnie z ogólnym trendem powinnam napisać o jakimś mocno uwodzicielskim, odurzającym sypialnianym zapachu. A ja mam dla Was perfumy, które w sumie i są uwodzicielskie, i kobiece i pewnie jakby ich na siebie dużo wylać, to także byłyby odurzające ;), ale nie są według mnie typowym wyborem na randkę (chociaż oczywiście możecie się ze mną nie zgodzić i pokłócić, do czego serdecznie zachęcam!). Dzisiaj będzie o imienniku jednej z najpiękniejszych torebek na świecie, czyli Kelly Caleche.
Tutaj możecie przeczytać notkę o innych perfumach od Hermes, które niedawno dla Was opisywałam. W przeciwieństwie do 24 Faubourg, Kelly są nieco mniej w stylu „klasyka-tradycja”. Świeży, trochę cierpki początek z wyraźnie wyczuwalnym grejfrutem, szybko przechodzi w pudrowe eleganckie serce, które jednak nie jest tak bardzo intensywne, jak w 24 Faubourg. Legenda głosi, że perfumy do cna przeniknięte są wonią skórzaną, której ja, mimo usilnych starań, w ogóle na sobie nie wyczuwam… wybaczcie! Za to mimo, że w sercu początkowa orzeźwiająca fala znika, nadal czuję jakieś przebłyski grejfruta. Generalnie jest to na mnie subtelnie pudrowy i ciepły, ale naprawdę lekki zapach.
To bardzo przyjemny wybór na co dzień do pracy, do szkoły. Nie jest to dla mnie zapach absorbujący, nie mam potrzeby nieustannego przykładania nadgarstków do nosa, ale też mi w ogóle nie przeszkadza, jak co poniektóre…. ;) Serdecznie polecam, jeśli szukacie czegoś ładnego na co dzień, myślę, że to będzie fajna propozycja dla młodych dziewczyn, które lubią ciepłe zapachy, takie z leciutkim przebłyskiem retro, ale mimo wszystko nowoczesne. Zapraszam do wąchania i testowania! :)
Koncertowała m.in. w Mediolanie, Sztokholmie i Sankt Petersburgu. Nie ma dla niej znaczenia, czy perfumy mają niszową etykietkę, czy zupełnie komercyjną. Mają po prostu rzucać na kolana! Kasia gra na altówce. Nie wiesz, co to takiego? Kasia wie, zapytaj ją.
Dodaj komentarz