W tym tygodniu Kasia napisała notkę o Vive la Mariée, natomiast Justyna W. o Frisson de Rose. Ponieważ nie przepadam za Les Parfums de Rosine, czekam wytrwale na nowości z innych marek. Natomiast dziś, postanowiłam cofnąć się do korzeni perfumiarstwa i sięgnąć po klasykę, czyli Shem – El- Nessim od Grossmith.
Co nieco historii
Zapach ten powstał w 1902 roku. Jego Twórcą był John Lipscomb Grossmith założyciel marki. Shem – El – Nessim rozreklamował irys. Reedycja tego zapachu przypadła na 2009 rok, w którym wybitny nos Trevora Nicholla wiernie odwzorował ten zapach używając w nim irysa florenckiego – rośliny bardzo rzadkiej, której wartość równa się trzykrotności sztabki złota. Perfumy te mają być hołdem dla epoki edwardiańskiej.
Co nieco o nazwie
Jednak zamiast opowiadać tutaj o epoce, stosowniejsze wydaje mi się wspomnieć niezwykłej nazwie tych perfum. W języku arabskim Sham oznacza zapach, a El-Nessim oznacza powietrze. Nazwę można, zatem przetłumaczyć, jako „pachnący powiew”. Odnosi się ona do egipskiego święta, które jest prawie tak stare jak sam Egipt, ponieważ było one obchodzone już 4500 lat temu. Przypada ono na pierwszy poniedziałek po koptyjskiej Wielkanocy. Związane było z rolnictwem i rytuałem płodności. Dla Egipcjan był to początek wiosny, a zarazem święto narodowe. Już o poranku, rodziny przygotowują smakołyki, by później w parkach, ogrodach lub na łodziach, pływających na rzece, dzielić się świątecznym posiłkiem. Wszyscy cieszą się powiewem wiosny, która według wierzeń, w tym dniu ma korzystny wpływ na ludzi.
Powiew
Zapach jest bardzo ciepły, czuć, że wiosna w Egipcie jest zdecydowanie gorętsza niż u nas – powiedziałabym, że jest to sprawka ambry, która jednak nie występuje w spisie składników, ale jest wyczuwalna. Wejście wprowadza nas w tą magiczną porę za pomocą słodkiej wanilii, ylang-ylang oraz neroli, które jest bardzo intensywne. Do nich dołączają bergamotka oraz piżmo. Delikatnie przebijają się także róża wraz z drzewem sandałowym. To w tym momencie wyczuć można irysa, który nadaje pudrowości całej kompozycji. Na samym końcu pojawia się także heliotrop.
Dla mnie nie – dla innych TAK!
Na pewno nie dla mnie, jako osoby, która go używa – zapach ten po prostu na mnie brzydko pachnie. Niestety nie potrafię tego inaczej określić. Na mojej skórze rozwija się bardzo szybko i równie szybko gaśnie. Jest bardzo mocno pudrowy za sprawą ogromnej ilości irysów. Ten aromat jest mdły, bez wyrazu. Pachnę nim bardzo specyficznie – bardzo staro i bardzo nieprzyjemnie.
Natomiast gdybym miała określić siebie nie, jako „nosiciela” tego zapachu, lecz osobę, która „wącha go na innych”, powiedziałabym, że ten zapach jest piękny. Na moim testerze (tak, ponownie go wykorzystałam) pachnie przecudownie i utrzymywał się na nim ponad 24 godziny. Perfumy ciągle na nim były. Nie mogę także nie wspomnieć o mojej mamie, która po prostu powaliła mnie tym zapachem. Gdy go użyła i przyszła do mnie żebym ją powąchała, myślałam, że ma na sobie coś z Amouage. Shem-El-Nessim objawiał się na niej na bogato ;). Gdy tylko przechodziła koło mnie, czuć było ciągnący się za nią woal. Byłam urzeczona i nie mogłam przestać jej wąchać.
Podsumowanie
Na powyższym przykładzie widać wyraźnie, jak ważne jest testowanie zapachu na sobie. Osobiście nie pokusiłabym się na to, by zakupić Shem-El-Nessim dla siebie, ale dla mojej mamy i testera byłby to prezent trafiony w dziesiątkę. I tylko te osoby, którym ten zapach ukaże swe bogactwo, będą wiedziały gdzie i na jakie okazje powinny go nosić.
Mimo tego, że Shem-El-Nessim nie na mnie objawił się, jako szlachetny, bogaty i luksusowy zapach, to jednak takim chciałabym go zapamiętać.
Jej celem jest pachnieć jak królowa. Nie wybrała jeszcze królestwa, więc jest w nieustannej podróży po świecie zapachów. Podczas wyprawy ma nadzieję spotkać uwodzicielskiego nieznajomego. Albo chociaż męża. W kraju: pani pedagog.
Dodaj komentarz