Moje wielkie norweskie lenistwo niestety się skończyło. Ominęły mnie ( na szczęście), polskie upały, grad i inne kataklizmy. Mogłam w spokoju rozkoszować się ciszą, spokojem i cudną, norweską architekturą. Przyznam, że nie bardzo miałam ochotę na malowanie się i strojenie, ale kilka wypadów do Oslo zainspirowało mnie, może trochę zmusiło do makijażu i użycia, a raczej, do testowania zapachu Wielkiego Grossmitha (którego Golden Chypre zajął 1. miejsce w naszym jubileuszowym rankingu).
Początek przygody
Nie wiem jak to jest, ale wpadając do Perfumerii po nowe zapachy do testowania, zawsze otacza mnie chmura różnych woni, które później w trakcie testowania nowych zapachów wpływają na mój nos w zaskakujący sposób. Tak też było z Amelia Grossmitha. Zapamiętałam ten zapach zupełnie inaczej będąc w perfumerii. Oczywiście tam oczarował mnie zupełnie i kiedy otworzyłam go ponownie i zaaplikowałam na skórę, zupełnie mnie zaskoczył. Zapamiętałam coś innego, chociaż równie pięknego, niż to co uderzyło w moje nozdrza.
Bardzo lubię testować zapachy w akcji, tzn. gdy gdzieś wychodzę, co jakiś czas mogę sprawdzić jak się zachowuje na mojej skórze, jak się rozwija, odkryć w nim coś nowego. Lubię to też ze względu na zapachowe wspomnienia. I tak właśnie było z Amelia, nosiłam go w pięknym dniu, gdy zwiedzałam Oslo. Była 9 rano, zapowiadał się słoneczny, ciepły dzień, szukałam idealnego miejsca na kawę i odkryłam świetne miejsce, kawiarnię, która wieczorową porą zamienia się w bar. Panuje tam niesamowita atmosfera, ponieważ meble i wystrój są wyjęte z lat ‘60-’70. Klimatyczne miejsce z baristami obsypanymi światowymi nagrodami i przepyszną kawą. Tam po raz pierwszy mocniej powąchałam to co nosiłam na skórze już od jakiegoś czasu. Poczułam delikatny, kobiecy zapach kwiatów, lekko oleisty, hipnotyzujący. Miał coś staroświeckiego w sobie, tak jak wnętrze w którym właśnie się znajdowałam. Amelia była prababką Simona, postanowił on uczcić ją pięknym zapachem bo to dzięki niej, pamięć o rodzinnych recepturach przetrwała.
Kwiaty na nadgarstku
Następnie udaliśmy się w stronę Ogrodu Botanicznego. Wybraliśmy drogę podziemiami Oslo. Tak najlepiej można poznać mieszkańców miasta, metrem najczęściej poruszają się miejscowi, bardzo rzadko zaglądają tam turyści. Jadąc, a raczej pędząc metrem, ciągle miałam wrażenie, że ktoś za mną podąża. Jakby któryś z moich znajomych podróżował ze mną. Powąchałam ponownie mój nadgarstek i zdałam sobie sprawę, że znam ten zapach, przypomina mi perfumy których używa moja dobra koleżanka. A może to Amelia postanowiła czuwać nade mną i towarzyszyć mi w ten dzień? W każdym razie Amelia na moim nadgarstku nadal pachniała, uderzyła trochę mocniejszym, kwiatowym akcentem, lekko różanym (ostatnio róże bardzo mi się podobają w kompozycjach zapachowych), może minimalnie cytrusowym. Czułam się bardzo elegancko mając go na sobie. Dojechaliśmy do Ogrodu, zaczęliśmy spacerować. Otaczały nas niesamowite rośliny, kolorowe kwiaty, stare drzewa. Po całym parku biegały młode matki z wózkami i małe dzieci (może trochę z nami było również studentów i emerytów :P). Najbardziej spodobały mi się kompozycje z kwiatami rosnącymi na norweskiej wsi. Dzikie łąki, pełne polnych kwiatów mają najwięcej uroku i posmak wolności.
Ostatni akord
Dzień postanowiliśmy zakończyć w okolicach Opery Narodowej. Jest to bardzo ciekawy budynek, zaprojektowany przez norweską grupę Snøhetta. Jest to bardzo popularny punkt w Oslo ponieważ po Operze można spacerować, dosłownie, możemy się przejść po dachu i podziwiać panoramę. Wyjątkowy widok, który rozciąga się z dachu, pokazuje nam, jak szybko i dynamicznie rozwija się miasto. I tam, na dachu Opery, Amelia zagrała swój ostatni akord. Po raz ostatni poczułam cudną różę, kwiatowe nuty były jeszcze wyraźne. Zapach był tak hipnotyzujący, jak widok na zachodzące słońce i wędkarzy łowiących ryby prosto z morza. Amelia okazała się być bardzo ciepła, kojąca, elegancka, nie przytłacza i nie dominuje. Pojawia się zawsze w odpowiednim momencie. Można powiedzieć, że jest idealną towarzyszką. Jak dla mnie idealną towarzyszką na co dzień, ale także na wyjątkowe okazje. Teraz zawsze będzie mi się kojarzyć z cudną wycieczką po Oslo, ale nie wykluczam, że stworzymy razem kolejne, niesamowite wspomnienia.
Architekt w trakcie zdobywania doświadczenia. Ostatnio przez rok szukała inspiracji w Portugalii. Ekscytują ją aromaty owoców – szczególnie pomarańczy, malin i jagód, ale też ważonego piwa i domowego obiadu.
Dodaj komentarz