HISTOIRES DE PARFUMS Blanc Violette & Noir Patchouli Czarno-biała konfrontacja!

Dzisiejsza notka będzie bardzo kontrastowa. Pozwoliłam sobie połączyć to, co inne, przeciwne, co często rozróżniamy. Zestawiłam ze sobą Blanc Violette oraz Noir Patchouli. Dzieli je wszystko – nuty zapachowe, kolory, z których tworzą one historię, kwiaty, które w nich mają grać pierwsze skrzypce. Jeden z nich jest przeznaczony dla kobiet a drugi unisex. Różnice widoczne są tu na każdym kroku i w każdej nucie zapachowej jednak jest jedna rzecz, która je łączy – marka Histoires de Parfums.

Blanc Violette

Z francuskiego blanc to biel, ale także puste miejsce, violette natomiast to fiołek. Biel kojarzona jest z niewinnością, czystością, dziewictwem, fiołek natomiast to pokora, cnota, niewinność, stałość. To zestawienie idei miało dać zapach lekki, zmysłowy, niewydumany i świeży. Lecz ja go tak nie odbieram – dla mnie „brzmi” on z goła inaczej.

Test – podejście pierwsze

Powiem szczerze, że przez pierwsze dwa dni miałam z nim problem, bo gdy używałam go wcześnie rano nie byłam w zupełności gotowa na to, co na mnie czekało. A dotarła do mnie chmura zapachów, która wcale nie była apetyczna. Na początku jakiś bardzo nienaturalny wręcz powiedziałabym chemiczny zapach, który potem przemienił się w następny obłok oparów trudnych do rozróżnienia. Potem przez moment było czuć woń pudru, ale działo się to tylko przez ulotną chwilę. Woń nie do końca była miła, nie powiedziałabym też, że była subtelna – wręcz przeciwnie jej „ciężkość” budziła u mnie zupełną dezorientację.

Test- podejście drugie

Jednak nie dałam za wygrana a ponieważ nie do końca mogłam uwierzyć w to, co poczułam postanowiłam – do 3 razy sztuka! – i trzeciego dnia również użyłam Blanc Violette. Tym razem zrobiłam to wieczorem i był to zdecydowanie lepszy ruch z mojej strony. Zapach nadal miał dla mnie formę przesadzoną. Początkowo pojawia się nuta cierpka, która szybko mi zniknęła, potem znów puder, następnie dym, który potem przechodzi w woń kadzidlaną. Gdzieś tam delikatnie przebija się fiołek, ale przebić do końca się nie może, ponieważ na pierwszym planie królują drzewo sandałowe wraz z piżmem oraz ylang-ylang. Dla mnie nadal trwa tu chaos, który nie do końca mi się podoba, ponieważ przytłacza słodycz fiołka i nie pozwala mu się uwolnić. Jednak wieczorem zapach bardziej przypadł mi do gustu. Jego ciężkość, uwodzicielskość była do przyjęcia.

Gdybym miała określić ten zapach to na pewno nie brnęłabym w interpretację z niewinnością. W kulturze Indii kolor biały jest związany z żałobą. Nie chcę sugerować, że jest to zapach żałobny i „pachnie trupem”, bo taki na pewno nie jest! Natomiast czuć tu pewną utratę a przez to tęsknotę. Tęsknotę za niewinnością!

Noir Patchouli

Nazwa paczula pochodzi z języka tamilskiego gdzie patchai to zielony a ellai to liść. Natomiast czerń jest kolorem o wieloznacznym rozumieniu, bowiem w każdej kulturze symbolizuje, co innego. Jest to barwa uważana za niezwykle elegancją, szykowną jak i za kolor kojarzony ze złem, śmiercią. Jednak do Noir Patchouli najbardziej, moim zdaniem, odnosi się symbolizm z Japonii gdzie czarny kojarzony jest ze szlachetnością, wiekiem i doświadczeniem. Pierwsze nuty, które do mnie docierają to skropiona deszczem paczula. Powiem szczerze, że nie do końca ten początek mi się podoba, ale zapach szybko się zmienia. Po chwili do przemoczonych liści dołączają kwiaty bardzo subtelne w wyrazie – nuty, które przypominają mi róże oraz lilie. One rozpoczynają słodycz, ale domyka ją szczypta wanilii. Ta słodkość mogłaby trwać gdyby nie pojawił się piżmo, kardamon i skóra, które nadają całej kompozycji ostateczny męski wyraz. Jest to woń na pewno zdecydowana, ale nie ciężka.

Marzenia :)

Gdy pierwszy raz powąchałam ten zapach to pierwsza rzecz, która mi się wyobraziła to mężczyzna w kwiecie wieku, przystojny, ubrany w idealnie skrojony (czarny) garnitur, z nienagannymi manierami z bukietem kwiatów w dłoni. Uwodzi nas swym doświadczeniem, obyciem, elokwencją, nie obce są mu też zasady savoir-vivre. Nie ukrywam, że życzyłabym sobie by mój przyszły mężczyzna tak pachniał :P

Z czarno-białej konfrontacji, na którą sobie pozwoliłam moim zdecydowanym faworytem jest Noir Patchouli. Przyznać jednak trzeba, iż nasze wyobrażenia nie zawsze są zgodne z rzeczywistością, ponieważ „czarno na białym” widać, że biel i czerń nie muszą zawsze odzwierciedlać naszych pierwotnych założeń.

Kreator: Gerlad Ghislain

Sami spróbujcie skonfrontować biel z czernią. Gdzie? W Perfumerii Ambrozja.

 


Posted

in

by

Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *