To moja pierwsza notatka tutaj, więc chciałam się przedstawić. Mam na imię Kasia i nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z perfumami niszowymi, chociaż moja przygoda z zapachami zamkniętymi w buteleczkach zaczęła się już dosyć dawno temu, kiedy jako kilkuletnia dama zachwycałam się 5th Avenue od Elizabeth Arden (fascynacja pozostała do dziś), których używała niegdyś moja ciocia.
Dlaczego zaczęłam od Olimpii…
Od kilku dni chodzę sobie i pachnę premierowym zapachem Histoires de Parfums (to bardzo przyjemne uczucie tak „pachnieć premierowym zapachem”, naprawdę, zupełnie jakbym była redaktorką Vogue). Miałam do wyboru kilka próbek, więc dlaczego akurat Olympia ? Otóż tak się składa, że na co dzień studiuję na Akademii Muzycznej i niejedną salę koncertową już widziałam zarówno z pozycji „estrada” jak i „widownia”, a Olympia to zapach stworzony z inspiracji właśnie salą koncertową – legendarną paryską Olimpią, która na swoich deskach gościła gwiazdy od Edith Piaf po The Rolling Stones, a nawet Lady Gagę. Mnie osobiście tam jeszcze nie było, za to już wiem jak pachnie wieczór na scenie gorącej od reflektorów, poza tym ciekawa byłam jak koncertową atmosferę napięcia i ekscytacji można odebrać nosem.
Jak to pachnie?
Olympia – Music Hall to z pewnością nie jest perfumiarska „mała czarna”, niełatwo się nosi ten zapach i nie każdemu on się spodoba, ale myślę, że na pewno nie warto obok niego przejść obojętnie. Pachną od początku do końca dosyć ciężko i intensywnie, ale ich woń w trakcie bardzo się zmienia. Wielki plus za to, że są długowieczne (kilkanaście godzin spokojnie wyczuwałam zapach, bez ponownej aplikacji!).
Ciężko opisać dokładnie zapach tak po prostu, opisując samą tylko woń, dlatego, żebyście mogli poczuć to, co ja, musicie sobie wyobrazić takie oto sceny: Olympia na chwilę staje się małą kawiarnią gdzieś na Montmartre z okrągłymi stolikami, a gdzieś na małym podeście stoi kobieta w ciemnej sukni i do cichego akompaniamentu pianina śpiewa „Non, je ne regrette rien” to scena pierwsza, a druga wygląda tak: Olympia wraca do normalnej postaci, na scenie The Rolling Stones, Mick Jagger wyciąga z tłumu jakąś dziewczynę, z którą tańczy coś szalonego, a cały Paryż dudni i wiruje w rytm „I Can’t Get No Satisfaction” . I właśnie Olympia to dla mnie mieszanina tej aksamitnej sukienki, stuku kieliszków, a z drugiej strony pachnie mi to jakimś dzikim amerykańskim kochankiem w potarganych jeansach.
Kończ pani!
Tak na koniec kilka słów poważniej i zwięźlej: Olympia – Music Hall od Histoires de Parfums to jest zapach trudny, ciężki, pachnie nam tu czekolada, cytryna, pomarańcza, bergamotka… (kolejność przypadkowa) i jeszcze kilka innych składników, w tym pieprz, który w połączeniu z cytrusami daje intrygujący efekt. Jest to unisex, ale według mnie ciągnie raczej w stronę zapachów męskich, chociaż nada się też dla silnych KOBIET, które cenią sobie oryginalność. Podkreślam tak bardzo, że dla kobiet, bo dla dziewcząt raczej się nie sprawdzi – zbyt poważny i „angażujący”. Jeśli o mnie chodzi, szczerze przyznam, że sama bym po niego nie sięgnęła po pierwszym teście węchowym na ręce (mimo mojego uwielbienia dla duszących, „sypialnianych” zapachów), ale naprawdę zapach bardzo się „rozwibrowuje” i no cóż… daje czadu! Więc jeśli szukacie czegoś intensywnego, na wieczór, czegoś co będzie kreacją samą w sobie, a nie tylko dopełnieniem stroju – Olympia Was nie zawiedzie. A więc niech czerwona kurtyna idzie w górę i zabrzmi pierwszy akord…
Perfumy można kupić w Perfumerii Ambrozja. Polecam!
Koncertowała m.in. w Mediolanie, Sztokholmie i Sankt Petersburgu. Nie ma dla niej znaczenia, czy perfumy mają niszową etykietkę, czy zupełnie komercyjną. Mają po prostu rzucać na kolana! Kasia gra na altówce. Nie wiesz, co to takiego? Kasia wie, zapytaj ją.
Dodaj komentarz